This is WAR!

Inspiracja: DOES – Guren (TV wersja)

Tak bardzo cisza, wiem. Cóż tu rzec, kiedy nie zaliczyło się egzaminu językowego potrzebnego przede wszystkim do skończenia studiów, uczyło się do poprawki jednocześnie chodząc na praktyki tylko po to, żeby znowu nie zaliczyć. Wakacje poszły się chędożyć. Tak bardzo.
Trzeci rok zapowiada się interesująco, wiecie czemu. Licencjat. Jak obronię w przyszłym roku to będzie cud. I nie wiem co będzie tak naprawdę z wpisami tutaj. Pewnie się coś wstawi, ale póki co to poza tym obecnym to się nie będzie zapowiadało.
Ale dzisiaj nie o tym. Właśnie mam okres, gdzie jestem istnym gniewem i ten gniew musi wyjść na jaw, chociażby dla przestrogi.

>Studio JG<. Jedni będą wiedzieli o czy mówię, a dla tych, co się mniej orientują to im spieszę z krótkim wyjaśnieniem.
Wydawnictwo to zajmuje się m.in. „Lovelessem”, „Księciem Piekieł” czy ostatnio „Kamisamą no Hajimemashita” przemianowaną na polski „Jak zostałam bóstwem”. Pomijając ich kolokwialne do bólu tłumaczenia (wyjątki: „Opowieść Panny Młodej” i „Emma” – tu tłumaczenie było dobre), to jak dla mnie funkcjonuje, jest fajnie, gimbusy i inne osoby się nacieszą. Aż do tegorocznego Pyrkonu, co był.
Po Pyrkonie coś się sypło. Paczki z >Yatty.pl< szły do klientów miesiącami, nowości wydawniczych praktycznie nie było, nie odpowiadali na >Asku< czy nawet na fejsie. Cisza kompletna. Dopiero jakoś w środku lipca się obudzili i coś zaczęli wydawać, tylko że…
No właśnie.
Moja siostra wykupiła u nich prenumeratę na „Lovelessa”, bo to jeden z jej ulubionych tytułów. Ostatni, 4 tom wyszedł… w lutym? Coś koło tego. Pół roku czeka już na następny tom. To samo mówią ci, co kupują „Księcia Piekieł” – też ostatni tom wyszedł jakieś pół roku lub więcej temu. Żadnej informacji, żadnego wytłumaczenia, nic. Żeby nie było – te tytuły nie należą do tych, na które trzeba czekać, bo nie są jeszcze narysowane. „Loveless” ma jakieś 12 tomów, z tego co wiem to „Książę…” też.

Jakoś po tym jak się „ogarnęli” po Pyrkonie ogłosili nowe tytuły: „Noragami” i „Tonari no Kaibutsu-kun” (jakbym się pomyliła w tytule dajcie mi znać to poprawię). Miały te tytuły wyjść około września.
Teraz mamy wrzesień. I co czytam na ich stronie? Przesunięto na październik bądź bliżej nieokreślony termin, a na Asku na pytanie, kiedy cokolwiek powiedzą o „Noragami”, odpowiedzieli, że czekają na akceptację.

DOPIERO?! Ludzie w wydawnictwie, jesteście poważni? Czytelnicy się ucieszyli, że wydacie im te tytuły (w moim przypadku kupowałabym „Noragami” bez zastanowienia, jeśli wydałoby to KAŻDE INNE WYDAWNICTWO ze względu na jakość tłumaczenia; przez nich mam dylemat), bardzo wyczekiwali okładek, informacji o prenumeratach… a wy po wielkiej ciszy oznajmiacie, że nadal czekacie na akceptację.
Pytam się, z jakiej racji?
Waneko przy „Sekaiichi Hatsukoi” nie lecieli z czytelnikami w kulki. Mówili im, że nadal czekają na akceptację cierpliwie, a jak Japończycy im w końcu napisali, to powiedzieli otwarcie wszystkim, że autorka ma coś nie po kolei w głowie i dopóki anime nie dojdzie do końca to żadnej akceptacji nie dostaną.
A tutaj?
Tutaj najwyraźniej mijają się z prawdą.
A najgorsze jest to, że doszły słuchy jakoby zdobyli licencję na „Magi”. Słowo-klucz, ponieważ chciałabym ten tytuł bardzo na rynku, bo to ciekawa pozycja warta kupna.
Ale od nich? Od ludzi, którzy nie potrafią najwyraźniej spojrzeć czytelnikom w oczy i chcą wpakować się w tasiemca? Jakby jednego nie mieli w zanadrzu (mam na myśli już wspomniane „…Bóstwo”).
Na Asku potwierdzają, że jakoby mieli tasiemca-sionena prawie w gotowości do ogłoszenia. Jakby to było faktycznie „Magi” – nie daruję im.
Tłumaczenia mają tak kolokwialne, że jak zobaczyłam w „Uśmiechu Kanoko” zdanie „[Ktoś] heheszkuje pod nosem…” to myślałam, że szlag mnie głęboki trafi. Który normalny tłumacz wciska takie kolokwializmy? Dodatkowo na niekorzyść Studia JG jest fakt, który już mówiłam – mają horrendalne opóźnienia z większością tytułów i nie chcą nawet się przyznać, że coś im się pierdoli.
Bo na pewno im się coś pierdoli, tylko starają się to ukryć w nadziei, że nikt tego nie zauważy.

Pomylili się z tym tak bardzo, że już powoli ludzie zaczynają widzieć, że jest coś nie tak i ich niezadowolenie rośnie.
Niech się nie zdziwią, że pewnego dnia odbekną za to wywijanie się od odpowiedzi. Czym prędzej czy później muszą się zmierzyć z rzeszą ludzi, którzy będą żądali zwrotu pieniędzy za prenumeraty, które nie ukazują się od dłuższego czasu, spadkiem sprzedaży, bo coraz więcej ludzi będzie wątpić w ich wiarygodność co do terminów. A jak ogłoszą „Magi”, wydadzą z 1 tom i ogłoszą upadłość (tfu, tfu, odszczekać), to ja naprawdę im tego nie daruję.

Studio JG, ogarnijcie w końcu dupy! Jak Wam mało pracowników – zatrudniajcie! Japończycy nakładają na Was kary (już takową mieli) – nie róbcie tych samych błędów w przyszłości! Musicie coś przełożyć – mówcie, mówcie i to zgodnie z prawdą!
Swoim zachowaniem tylko zniechęcacie do siebie ludzi.
Już wystarczy, że Wydawnictwo Taiga niedawno musiała zawiesić swoją działalność i fani „Pet Shop of Horrors” rozpaczają.

Kończę na dziś i mam nadzieję, że Studio JG nie ogłosi „Magi”, a coś zupełnie innego oraz że w końcu ogarną się i zaczną normalnie mangi wydawać. Słabą przyszłość widzę.
Do zobaczenia!

Tylko jedzonko, a na mangu ni ma

Inspiracja: Reiko Kiuchi [Jewelry Bonney] – EAT WORLD, TAKE ALL

Czuję się prawie jak celebrytka wiedząc, że zaliczyło się wszystkie egzaminy w pierwszym terminie i w żadnym wypadku o poprawce mowy nie będzie. Prawie jak odblokowany achievement, w którym sesja kończy się zdaniem wszystkiego jak leci. Nawet wykładowcy najbardziej zagrażający mojej egzystencji na tych studiach nie utrudniali mi w wypełnieniu tego challenge’u. Czuję się jak królowa parkietu IINISBu.

Dzisiaj chciałabym sobie pogadać o obecnym rynku mangowym. Ostatnio, siłą rzeczy, nie piszę o moim głównym zainteresowaniu jako takim. Zawsze musi być coś pomiędzy albo zupełnie co innego. Nie przedłużając, rozpocznijmy wylewanie moich żali.

Obecna sytuacja mangowego rynku można określić jako rynek, który rozwija się na przestrzeni lat. Do dzisiaj pamiętam jak biegało się do kiosku Ruchu czy innego gazetowego, żeby dorwać się do nowego tomiku „Chobitsa” czy nowy numer magazynu „Kawaii”. Wtedy wyboru zbytniego nie było – kupowało się to co było dostępne. Dzisiaj mamy tyle tytułów i parę dobrze prosperujących magazynów, że głowa może zaboleć. Czy w związku z tym jest dobrze?
I tak, i nie.
To dobrze, że mamy więcej mang, dzisiaj można przebierać w tytułach, można liczyć na to, że do Polski zawita więcej, fajnych tytułów i mieć nadzieję na wydanie tego „jedynego”; wystarczy spojrzeć co się działo jak ogłoszono „Berserka” w Polsce – prawie ludzie popłakali się ze wzruszenia po tylu latach jojczenia i czekania. Ze mną było podobnie jak się dowiedziałam, że jest licencja na „One Piece’a”. Każdy zapewne miał taki epizod. Ludzie coraz bardziej wiedzą o czymś takim jak „manga” i niektórzy zaczynają wchodzić w tę tematykę. Mamy już znacznie większe społeczności mangowe.
…Co nie znaczy, że nie mamy tych trochę ciemnych, mrocznych stron rynku.

Przede wszystkim chciałabym powiedzieć o ostatnim doborze nowych licencji. Głównie będę mówić o Waneko, bo to właśnie wydawnictwo wprowadziło modę na tzw. „Karnawały Nowości”. I niejako z jednego karnawału można wyciągnąć wiele wniosków.
Jestem chyba jedną z większości, która z dwóch [do tej pory] karnawałów wyniosło co najwyżej 1 tytuł na 5/6 z całości. Chciano chyba dobrze, ale coś nie wyszło.
Przede wszystkim są głosy, że wydaje się tytuły głównie dla bab. Dla mężczyzn praktycznie nic nie ma. I tak dalej.
Rozwalę teorię i powiem, że pomimo bycia kobietą to te „babskie” tytuły mnie nie kręcą i chciałabym poznać tytuł zapowiadanego cały czas „męskiego” tytułu.

No co? To, że jestem kobietą nie znaczy, że się wczytuję w romanse i „50 twarzy Greya” jak jakaś grzeczna dziewczynka marząca o rycerzu na białym koniu. Ostatnio życie udowadnia, że moje myślenie jest bliższe facetowi niż babskiemu. Wracając do tematu.
Teraz zastanawiając się nad tym zaczynam dochodzić do wniosku, że zwyczajnie na świecie gust mi się mocno obrobił i zaczęłam mocno wymagać od danego tytułu. Przede wszystkim – ma być nietypowo, ale z jajem. Bo shoujo to od czasu do czasu przeczytam pod warunkiem, że będzie ono reprezentować jakiś poziom, który byłby wyższy od zidiocenia. I widząc te wszystkie tytuły co mają powychodzić są trochę dalsze od tego, czego oczekuję. Poza tym nie zapomnijmy, że mam status biednego studenta, nie pracującego jeszcze i pieniędzy na mangi nie biorę z drzewa. Ciułając, nadal nie ogarniając dlaczego moja kochana rodzicielka nie pogodziła się z moimi od lat pielęgnowanymi hobby, muszę się liczyć z tym, że pomimo szczerych chęci wspierania mangowego rynku pieniędzy nie starczy na wszystko. Chociaż tyle pocieszenia, że pracująca już starsza siostra trochę wesprze biednego studenta. Jednak sens pozostaje taki sam. Jak chcemy wspierać rynek to z głową, bo jeszcze będziemy bankrutami i dopiero będzie niezłe szambo.

Należy teraz spojrzeć na to z innej perspektywy. Głównym targetem wydawnictw w dzisiejszych czasach są nastoletnie dziewczynki, które tym bardziej własnego dochodu nie mają (jeszcze nie mają nawyków typowego studenta, który ciuła wszystko do ostatniego okruszka/grosza), nie pracują tyle ile można sobie życzyć, mogą nie mieć kieszonkowego wcale – i jak tu kupić tomik ulubionej mangi? I się wszyscy ludzie dziwią, dlaczego to to nie chce kupować i wolą iść poczytać sobie skanlacje. Nie będę teraz dyskutować o cenach tomików, bo to jest zupełnie odrębna sprawa i co nieco wspomniałam w przypisie w poprzednim wpisie. Chodzi mi tu głównie o dobór tytułów.
Fajnie by było mieć ulubioną serię na półce. Wiadomo. Tyle, że powoli mam wrażenie, że czytelnicy, którzy NIE SĄ nastolatkami, są trochę dyskryminowani. Im starsi, tym bardziej chcą dojrzalszego tytułu i sensownego (ja nie mogę narzekać, bo ostatnio padło hasło „Mushishi w Polsce”, ale cholera jasna, Hanami, doprowadzicie kiedyś biednego studenta do grobu finansowego…). A co wydawnictwo im daje w zamian? Siodzio, reverse haremy, grupkę biszonenów kochających się nawzajem, gejowskiego seksu. I wiele innych już przetartych do porzygu schematów. Powoli w ten sposób zamyka się drogę do wydania bardziej wartościowych tytułów, bo ciągle się tłumaczy, że „nie ma gwarancji, że się sprzeda”. I zaraz pójdzie to w drugą stronę, gdy się okaże, że będą brać podobne do siebie mangi i nagle ludzie zapytają „a gdzie są tytuły ambitne, bo to mi się już znudziło”. Skąd wiedzą, że się nie sprzeda? Cały czas się boją, że pieniędzy nie będzie mimo, iż nie spróbują i dalej chyba mają zamiar obrać bezpieczniejszą drogę, tzn. wydajmy coś podobnego co się ludziom spodobało. To, że coś podobne i się spodobało nie znaczy, że większość mangowców to weźmie. Uważam, że ta kwestia musi się zmienić w najbliższym czasie, bo jeśli przez dłuższy czas rynek będzie tak wyglądał to się nie zdziwię jak większość mangowców się wykruszy z kupowania mang w rodzimy języku.

Dlatego po zapowiedzi Waneko, że mają w najbliższym czasie do ogłoszenia 4 tytuły (w tym zaległe na czerwiec i lipiec), liczę na coś, co mogłoby w tej chwili podbudować u mnie wizerunek tego wydawnictwa. Bo póki co od nich regularnie kupuję ok. 3 tytuły – i to nie jest żadna z ostatnich nowości czy to z pierwszego czy z drugiego karnawału (wyjątek może stanowić „Deadman Wonderland”, które co prawda nie było w karnawale, ale jest w miarę świeżą nowością), planuję od nich kupić tylko „Wilcze dzieci” i cały czas wydawnictwo tylko traci w moich oczach. Bo o innych wydawnictwach nie mówię, bo tym bardziej ostatnio nie popisały się czymś, co mogłoby mnie zmusić do kupienia (poza „Mushishi”, gdzie miałam podejrzenia, że czym prędzej i tak ktoś to wyda).
Jeszcze po cichu liczę na to, że JPF rozsądnie spróbuje zdobyć licencję na sionena po kończącym się „Naruto” (moje osobiste typy: „Gintama”, „Magi” oraz „Hunter x Hunter”). Ale na JPF akurat narzekać nie mogę, nadal mam u nich wdzięczność za upragnionego przez jakieś 5 lat „One Piece’a” odkąd zaczęłam się tą serią interesować. No i ich „Rewolucja według Ludwiga” zasługuje za pochwałę, bo po „Angel Sanctuary” miałam wątpliwości, że cokolwiek ciekawego wydadzą tej samej autorki.

Trochę ta pogadanka wyszła długa, ale rynek mangi to jest akurat temat, który jest rozległy na kilkanaście etapów i można nawet wywiązać z tego całkiem rozsądną dyskusję. Mądrą dyskusję, oczywiście. Bo kłócić się o bezsens nie zamierzam. Bądźmy inteligentnymi i kulturalnymi ludźmi.
Tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że następny wpis będzie mniej mroczny i narzekający niż ten.
Do zobaczenia!

P.S.: Niektóre wyrazy typu siodzio, sionen itp. są napisane w ten sposób specjalnie. Wiem, jak się to powinno pisać, ale pewne stwierdzenia są przykute do mojego stylu, więc nie zamierzam ich porzucać także na mojej stronie.