WUT? Opierdalanko, co?


Usopp: My…
Luffy: …chcemy…
Sanji: NOTKĘ!

…Gdyby faktycznie tak było jak w gifie powyżej, wszyscy by nie żyli.
Do rzeczy. Wiem, strasznie się to przedłuża, dlatego mam parę słów w skrócie do powiedzenia. Otóż jak znajdę w tym tygodniu chwilę to spróbuję napisać 2-3 notki nadprogramowo (tj. wydane w innych dniach niż środa i niedziela), żeby nadrobić trochę straty. Póki co zadowólcie się zapowiedziami i planami o:

  • Jakimś cudem Karaluszek i Robal dowiedziały się o tym, że w Warszawie ma być druga edycja Hellconu i chcą, żebym z nimi poszła (ironia: musiałam im tłumaczyć, co to „konwent”). Po długich namowach i rozmowach mam już oficjalnie wejściówkę na Hellcon 2 i bez wątpienia się tam zjawię. Ci, co będą i chcą się ze mną spotkać, proszę pisać. Miło mi będzie poznać czytelników.
  • Istnieje prawdopodobieństwo, że mogę zmienić wygląd strony.
  • Mogę zdradzić, że dwa notki nadprogramowe będą dotyczyć mojej przyjaźni do glanów i o rynku mangowym w Polsce. I trochę o strajku skanlatorów.
  • Powstał w mojej głowie projekt o napisaniu one-shota z „One Piece’a” z okazji urodzin Zoro w dniu 11.11.2011. Symbolicznie musi być!
  • Jeszcze nie zaczęłam trzeciego przesłuchania „MADnessu” pisać, więc bądźcie cierpliwi.
  • ..
    I to tyle, co chciałam zakomunikować. Jeśli dobrze pójdzie to w poniedziałek wysmażę pierwszą notkę nadprogramową. Do zobaczenia zatem.

    Szuch do lasu i w góry z tandetną mapą!

    Inspiracja: Boystyle – Kokoro no Chizu

    Świetnie. Ostatnio zrobiłam sobie maraton po openingach i endingach z „One Piece’a”, co zaskutkowało ściagnięciem najlepszych hitów, między innymi to, co jest dzisiaj w „Inspiracji”. Stwierdziłam, że „One Piece” bardzo się zmienił na moich oczach. Nie zmienia jednak faktu, że dalej mi się podoba, dalej mnie zaskakuje (zwłaszcza ostatnie rozdziały – jestem na bieżąco z mangą) i daje mi otuchy w codziennym życiu.

    Będzie krótko. Muszę to powiedzieć. Połowa wakacji za nami (nie liczę studentów), mam jeszcze miesiąc byczenia się w domu. Stój. Jutro się nie będę byczyć, bo mnie ciągną na wieś zbierać ogórki. Czyli w zasadzie mam tylko 27 dni byczenia się. Cholernie mi szkoda, bo przyzwyczaiłam się już do nic nie robienia, zachlewania się colą, chrupaniem słonych paluszków i jedzeniem wieczorem płatków z mlekiem przy anime (teraz przy serialu „Gra o Tron”, Zan mi jęczała niemiłosiernie do tego stopnia, że zaczęłam oglądać), spaniem ile wlezie i tak dalej.
    Jęczeniem raczej tu nie zaradzę. Powiedzmy sobie szczerze – gdybym mogła, to bym zamieniła na odwrót czas nauki i wakacji. Okazało się bowiem, że podczas roku szkolnego nie miałam czasu dopieścić co poniektóre anime, przez co często lądowały na moim MALu do „on-holdów”. Dopiero wraz z rozpoczęciem wakacji i następnymi dniami nadrobiłam niektóre serie, nawet te, które leżały odłogiem kilka lat. Zaczęłam sporo nowych, miałam przy nich radochę, skończyłam i brałam się za następne. Tak jest do teraz.
    Mam nadzieję, że podobny stan utrzymam podczas nowego roku szkolnego, kiedy będę wówczas w drugiej klasie i ponoć będzie więcej tyrania.

    Tak w ogóle, zaglądając do strony mojej szkoły, żeby wydrukować spis podręczników (mama jęczała; podręczniki akurat aktualizują co jest na plus), a z ciekawości wchodząc do nauczycieli odkryłam, że mój przyszły facet od WOSu* ma doktorat (niepotwierdzone). Nie wiem czy to błąd przy spisie czy nie, ale jakby nie patrzeć to tak naprawdę baba od fizyki nie jest jedyną, która ma doktorat.

    * – jestem w klasie dziennikarskiej z rozszerzeniem z polskiego, historii i WOSu. W pierwszej klasie tego przedmiotu nie miałam. Był WOK i technologia informacyjna w pierwszej klasie. W drugiej te przedmioty odpadają na wieki wieków, a na ich miejsce wchodzą podstawy przedsiębiorczości i właśnie WOS. One zostaną już do końca mojej nauki. Jako dopełnienie powiem, że babka z chemii mówiła, że moja szkoła jest jedyną w Warszawie, która szybko realizuje program nauczania. W dodatku jesteśmy jedyni, którzy mają przerwę po 5 minut („żarciówki” są po 10 minut). Gdyby tak nie było, nie kończyłabym lekcji zwykle [po ósmej godzinie] o 14.50, tylko o 16-17 w porównaniu z innymi szkołami (J., z gimnazjum, miała w którymś dniu zajęcia do 17). Nie wiem czy się cieszyć czy płakać.