Hmmm… wspomnienia!

Inspiracja: Masayoshi Oishi – Kimi Ja Nakya Dame Mitai

Praktyki odbębnione? Odbębnione. Z trudem, bo jeszcze się trochę biegało po podpisy i pieczątki do dzienniczka (ach ten sezon urlopowy~). I ja zadowolona, i one zadowolone.
Cały czas od zakończenia praktyk się uczę do trzech poprawek. Weź tu nie łącz pewnych rzeczy z innymi i nie zwariuj. Zwłaszcza, że jeden z wykładowców to tak gadał i pokazywał slajdy, że jedno z drugim ma niezbyt dużo wspólnego. Tylko szkoda, że nie mam wszystkich terminów poprawek. Będzie wesoło jak ostatni wykładowca wstawi w ten sam dzień i (nie daj Boże!) o godzinie pokrywającej się z którymś z dwoma poprzednimi.

Ale że człowiek samą nauką nie żyje to w przerwach coś robię. Ostatnio to było poprzypominanie sobie gier, w które się kiedyś grało i było fajne.
Na przykład >Rayman 3<.
Łojzicku, jak ja za tą serią gier szalałam. Grałam w trzy części i jakoś mi się nie nudziło. Bardzo mi się podobała trójka ze względu na grafikę i na te wszystkie plansze do przejścia. Zawsze miałam problemy z ostatecznym bossem. Na wszystkie XYZ próby chyba tylko 2 razy udało mi się przejść do końca. Jak jakiś czas temu odpaliłam trójkę to zadziwiająco udało mi się przejść ten problematyczny poziom za pierwszym razem bez umierania. Bardzo dziwne. To chyba przez nabyte umiejętności sterownicze w serii „Assassin’s Creed”.
Wiecie, że mój nick pochodzi właśnie od tej gry? Na początku to było Rayana. A potem przez przepływ czasu nick przerósł do kształtu obecnego, czyt. Ray-chan. Ale i tak nie wiedzieć czemu w niektórych momentach ludzie myśleli, że jestem facetem. Piszę jak facet czy co?

Seriously?

..

Inną grą ciepło wspominaną przeze mnie jest >Wyprawa na Północ<.
Wiem, budowanie domków i mnożenie Wikingów do usrania może nie jest mocno fascynujące, ale jednak ma to coś dzięki czemu znowu zapragnęłam wrócić do tej starej gry. I jeszcze do tego stopnia, że sięgnęłam wczoraj po kolejną po „Wyprawie…” kontynuację – „Ósmy cud świata”. Szczerze – zapragnęłam zrobić nowe mapy i przejść kampanię. Bo w „Wyprawie…” zdążyłam wszystko zrobić. A robienie po raz kolejny tych samych map już faktycznie nie jest fascynujące. Ale naprawdę serię gier „Cultures” polecam jak komuś się nudzi.

Dzisiaj właśnie przypomniałam sobie o innej grze, >Modi i Nanna<. Cholera, wychodzi na to, że większość gier, w które grałam w dzieciństwie, to z tematyką nordycką. Chyba już wiem czemu większość rzeczy z tą tematyką w tle mi się podoba.

Loki approves!

..

Wracając. Podobało mi się to, że mogę wybrać czy chcę biegać jako chłopiec czy dziewczynka. Grałam obydwoma postaciami! Muszę jeszcze o to zahaczyć jeśli już mówimy o wspominkach.

Była jeszcze inna gra z bogami nordyckimi w tle, ale nie pamiętam nazwy, niestety. Pamiętam tylko, że to była strategiczna i że odbywało się to głównie na latających (?) wysepkach. Nigdy jej nie przeszłam, bo się zacięłam akurat na planszy z Fenrirem, gdzie miałam koło niego przejść i chyba wskoczyć w jakiś portal. Niby niedawno szukałam nazwy tej gry, ale znowu mi się to zapodziało. Może kiedyś uda mi się i tę grę przypomnieć.

I takim akcentem chciałabym zakończyć swoje wspominkowe dywagacje i pójść jeszcze trochę się pouczyć. I wrócić do „Ósmego cudu świata” albo poszukać za „Modim i Nanną”.
Do zobaczenia!