Inspiracja: Knife of Day – Boku ni Totte (For me)
I tyle w temacie jeśli mowa o realizacji jakichkolwiek planów w wakacje.
Z krótkich wynurzeń to mogę napisać tylko tyle, że dodałam z boku odnośnik do OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH, gdzie będę umieszczała ogłoszenia i etap pracy nad danymi rzeczami, które sobie wydumałam. Jak na razie – jestem w lesie, bo na razie ledwo co zaczęłam pisać mega-recenzję. Kiedyś pojawi się na pewno, nie potrafię zwyczajnie na świecie określić kiedy.
Z nowości (ale raczej nikogo tym nie zaskoczę) – dostałam się na studia magisterskie z bibliotekoznawstwa. I dzisiaj w zasadzie chciałabym sobie pogadać na temat przyszłości kariery, studiów itp., bo natrafiłam się z opinią, że ja potrafię tylko narzekać na swoje studia, które mi się nie podobają (co jest totalnie bzdurą, ale o tym za chwilę).
Nie muszę chyba powtarzać, że Polacy mają dar narzekania we krwi. We mnie też się to przejawia. Co jest złego w tym, że sobie narzekam? Najlepiej by było, gdyby świat dla wszystkich był idealny, gdzie nie musielibyśmy na nic narzekać. Sorry, nie da się.
Pierwsza rzecz do wyjaśnienia. Poszłam na bibliotekoznawstwo z własnej, nieprzymuszonej woli. Od dłuższego czasu, nie w czasach licealnych, ale już od gimnazjum wiedziałam co chcę w życiu robić. Wiedziałam, że nie będzie różowo w tym zawodzie, ale od czego są studia. No i właśnie w tym pies pogrzebany. Poszłam na studiach z nadzieją, że wyniosę z nich wiedzę na tyle, iż będę czuła się przygotowana do rynku, który jest w tym momencie mocno nieprzychylny dla bibliotekarzy. Nie wiem jak na innych uczelniach, ale po 3 latach nauki czuję takie fifty-fifty z tym przygotowaniem. Niby więcej się orientuję w pracy, mam jako-takie doświadczenie wyrobione z praktyk zawodowych, ale jednocześnie są rzeczy, które zmieniłabym w nauczaniu w szkole wyższej. Niektóre zajęcia były prowadzone w sposób, które nie dość, że zniechęcają do uczenia się. Dochodzi też ich stopień przydatności w zawodzie.
Ogólnie uważam, że na dzisiejsze czasy, gdzie na propsie są zagadnienia z informacji naukowej powinny być osobne studia albo chociaż od samego początku rozdzielić to na 2 specjalizacje ogólne – na bibliologię i informatologię. Nie każdy się sprawdza w jednym z tych nurtów. Więc dlaczego taka osoba musi ze wślizgiem zaliczać przedmioty z informatologii, które ją w ogóle nie interesują? Tak jest w moim przypadku. Jestem lepsza w przedmiotach dotyczących książki oraz bibliologii i się w tym najlepiej czuję. Dlatego też wolałam pisać licencjat właśnie z tego zakresu niż o klasyfikacji UKD czy o Języku Informacyjno-Wyszukiwawczym.
Prawdopodobnie można by pójść do pracy po licencjacie, ale nie oszukujmy się – skoro 3 lata miały profil ogólny to gdzie można się w tej sytuacji zatrudnić? Dlatego też podjęłam decyzję o kontynuacji studiów, na których dopiero teraz jest podział na specjalizacje i mogę już ściślej się przyuczyć (czy to teoretycznie czy praktycznie) do zawodu, które chcę wykonywać. W moim przypadku będzie to edytorstwo, po których mogę pójść pracować w drukarni albo w wydawnictwie. Poszłabym na tę dot. organizacji bibliotek, ale teraz praktycznie nikt nie chce tam być na studiach stacjonarnych (na studiach zaocznych jest lepiej pod tym względem), więc z góry przekreślone są szanse na siedzenie w bibliotece. Chyba, że zdarzy się cud.
..
Druga rzecz do wyjaśnienia. Skoro jęczę, że zatrudnienie takie do chrzanu, zarobki mniejsze od pensji sprzątaczki* itp., to po cholerę poszłam na takie studia?
Mamy w życiu przynajmniej 2 typy ludzi. Ludzi pracujących dla zarobku i ludzi pracujących dla własnej satysfakcji. Ja się zaliczam do tych drugich. Jedni mają dryg do bardzo opłacalnych zawodów typu prawo, finanse i takie tam. A inni chcą robić w życiu to co lubią i najlepiej się w tym czują. Jestem z natury osobą, która dużo się niemalże wszystkim przejmuje. A co to dopiero by było, gdybym w takiej pracy cały czas się denerwowała z obawy, że zaraz coś spierdolę… Między innymi dlatego chcę robić to co chcę, bo przynajmniej przy tym zaoszczędzę sobie nerwów i mogę dać z siebie wszystko, bo się w tym spełniam. Poza tym – lubię książki i wszystko co z nimi związane. Dlaczego nie miałabym robić tego co chcę tylko dlatego, bo to nieopłacalne? Może za kilka lat sytuacja będzie lepsza dla ludzi z moim wykształceniem, kto wie?
Trzecia i raczej ostatnia sprawa do wyjaśnienia na dzisiaj. Trzeba umieć krytykować i osądzać. Jeślibym miała słodzić ten kierunek albo wyzywać od najgorszych to bym stworzyła wokół tego zagadnienia fałszywy ciemnogród. Nieuniknione jest, że ktoś zagubiony w swoim życiu chciałby poczytać coś prawdziwego na temat różnych studiów czy coś w tym stylu. Chcę dać jasny przekaz (pewnie i tak momentami niezbyt zrozumiały to wtedy można śmiało do mnie napisać – mogę to w każdej chwili sprostować!) bez owijania w bawełnę. Nikt nie ma prawa mi mówić co i jak mam pisać. Jeśli komuś się to nie podoba – niech z tej strony wyjdzie, droga wolna, nikogo tu nie trzymam.
Czasami się zastanawiam jacy ludzie chodzą po tym świecie, że chodzą i mówią bez argumentacji co ślina im na język przyniesie…
Trochę było na poważnie, ale przynajmniej czuję się lepiej po takim wynurzeniu. Może komuś ten wpis pomoże w czymś. Nie wiem.
Zaraz znowu zacznie się mega nieregularność w wpisach, więc powiem tylko tyle – wyczekujcie następnego wpisu na stronie. Pojawi się coś. Kiedyś. Nie wiem tylko kiedy.
Do zobaczenia następnym razem!
____
* True story, bro. Słyszałam takie przypadki, że same sprzątaczki zatrudnione w bibliotece X mają znacznie lepsze zarobki niż bibliotekarze pracujący tam.